W filmie “Mały Budda”, z którego, przyznaję to z bezwstydną szczerością, czerpię niemal całą swoją wiedzę o buddyzmie, jest taka charakterystyczna scena, w której ubrany na pomarańczowo tybetański proboszcz tłumaczy wcieleniu swojego własnego nauczyciela, co to jest “ulotność”. Pamiętacie? Za sto lat wszyscy ludzie, którzy dzisiaj żyją, będą wąchać kwiatki od spodu itd. Kto nie widział, niech zerknie:

Bardzo mi się ta scena zawsze podobała. Myślałem sobie: ależ ten buddyzm głęboki, nie ma to jak Mądrość Wschodu i takie tam. Aż tu nagle, przy lekturze Herodota natrafiłem na taki fragment:

Po przybyciu do Abydos przyszła Kserksesowi ochota całe swe wojsko przeglądnąć. Umyślnie też było dlań przygotowane tam wprzód na wzgórzu wyniosłe siedzenie z białego marmuru, które wykonali mieszkańcy Abydos na poprzednie zlecenie króla. Siedząc tu i spoglądając na wybrzeże, ujrzał piesze wojsko i flotę, i na ten widok zapragnął przypatrzyć się wyścigowi okrętów. Gdy ten się odbył i zwyciężyli Fenicjanie z Sydonu, uradowany był król i wyścigami, i flotą. Widząc zaś cały Hellespont pokryty okrętami i całe wybrzeże oraz równiny Abydosu pełne ludzi, Kserkses nazwał siebie szczęśliwym, a potem zapłakał.
Gdy zauważył to jego stryj, Artabanos, który z początku śmiało wyraził był swe zdanie i odradzał Kserksesowi wyprawy wojennej przeciw Helladzie — ten więc mąż, widząc płaczącego króla, tak go zagadnął: — Królu, jak bardzo nawzajem różni się to, co teraz, i to, co krótko przedtem uczyniłeś; bo naprzód mieniłeś się szczęśliwym, a teraz płaczesz. — A ten odrzekł: — Bo zdjęło mnie uczucie litości, gdym rozważał, jak krótkie jest całe życie ludzkie,- wszak z tych tak licznych ludzi za sto lat nikt nie pozostanie przy życiu.

Kontekst jest taki. Kserkses ma się przeprawić do Europy dla pomszczenia klęski swojego ojca Dariusza. Gromadzi w tym celu wielkie armie: lądową i morską. Jest to początek wyprawy, która okaże się wielką klęską Persji i zapoczątkuje złoty okres rozwoju Grecji, którego zwieńczeniem będzie rozbicie Imperium Achemenidów przez utlenionego Colina Farrella.

Image 321

Colin Farrell w akcji (zwracam uwagę na brak utlenienia)

Stoi więc Kserkses u szczytu swojej potęgi. Jego armia liczy może ćwierć miliona żołnierzy i 1200 łodzi bojowych. Nikt w tej właśnie chwili nie może się z nim równać pod względem siły militarnej. Jednak od tej chwili czekają go już tylko rozczarowania. Najpierw Spartanie pokażą mu, że nie są miękkim piórem robieni pod Termopilami, a potem Temistokles z Ateńczykami skopią mu rufę pod Salaminą. Na razie jednak wszystko jest ok.

Kserkses patrzy z azjatyckiego wybrzeża na Hellespont. Po drugiej stronie cieśniny jest Europa. I właśnie tutaj i właśnie teraz płacze. Gdyby się okazało, że opis tego wydarzenia wyssał sobie Herodot z brudnego Helikarnejskiego palucha, to należałoby mu za to podziękować. Kim bylibyśmy dzisiaj bez kłamstw takich Herodotów i Długoszów? Historyk musi wymyślać, bo przecież dzieje nie są czymś skończonym. Pełno w nich luk wynikających z braku refleksu aktorów wydarzeń i zbiegów okoliczności. “Zabijajcie wszystkich, Bóg wybierze niewinnych” — taki rozkaz miał wydać Arnaud Amaury podczas rzezi w Béziers. A jeżeli, jak wielu przypuszcza, nic takiego nie powiedział? Jeżeli wymyślił to historyk dla ubarwienia opowieści? No i co z tego? Jeżeli tego nie powiedział, to tylko dlatego, że zabrakło mu talentu literackiego albo refleksu. Coś takiego w każdym razie powinien był powiedzieć. A co, jeśli Kserkses w rzeczywistości nie płakał nad Hellespontem? To należałoby ten jego płacz wymyślić! I to właśnie zrobił (być może) Herodot. Chwała mu za to!

Wracam do rzeczy. Stoi sobie zatem Kserkses i płacze. I znowu odchodzę od rzeczy, bo jestem zdziwiony. Nie mogę nigdzie znaleźć żadnego obrazu przedstawiającego tę scenę. Przecież wydaje się, że to idealny temat dla malarza. Kserkses siedzi na swoim tronie, patrzy na morze okrętów i płacze. Ni ma takiego obrazu. Znalazłem tylko to:

Image 322

Kserkses nad Hellespontem

Po amerykańsku pokazali Kserksesa nad Hellespontem twórcy gniota 300 — filmu, dla którego jedyną racją istnienia jest scena rąbanki z Ewą Green i jej obnażonym Big Cycem w roli głównej (54 minuta filmu — podaję dokładny czas, żeby oszczędzić wam browsowania, bo ilość tandety, jaką przepełniony jest ten film może nieodwracalnie uszkodzić mózg nawet oglądana w przyspieszonym tempie). Niestety płaczący król królów nie mieścił się w głowach producentów tego arcygniota. Pewnie był dla nich zbyt gejowski (w najlepszym [czy istnieje inne?] znaczeniu tego słowa). Nie powstrzymało to jednak przed obwieszeniem do biżuterią i łańcuchami jak małoazjatyckiej choinki. Fail…

Image 323

Kserkses jako choinka

Wracam do dwukrotnie już zgubionego wątku. Kserkses płacze nad znikomością ludzkiego istnienia i lituje się nad ludźmi. Nie możemy go jednak z tego powodu uznać za buddystę koronkowej drogi. Kserkseses jest człowiekiem Zachodu w znacznie większym stopniu, niż gotowi byliby to przyznać twórcy już nazbyt już często wspominanego holyłódzkiego gniota. Zobaczcie jak bardzo grecki jest jego stryj Artabanos, który tak reaguje na płacz swojego bratanka:

Jeszcze czegoś innego, bardziej niż to godnego współczucia, musimy zaznać w życiu. W ciągu bowiem tak krótkiego żywota nie może nikt ani z tych tu, ani z wszystkich innych tak być jako człowiek szczęśliwym, żeby sobie nie raz, ale często nie uprzytomnił, iż wolałby umrzeć niż żyć. Albowiem nawiedzające nas nieszczęścia i niepokojące nas choroby sprawiają, że życie wydaje się nam długie, choć jest ono krótkie. Tak wobec mozołów życia śmierć staje się dla człowieka najbardziej upragnionym schronem, a bóg, który pozwolił nam zakosztować słodyczy żywota, okazuje się w tym zawistny.

Toż to czysty Solon! Lepiej dla człowieka byłoby nigdy się nie urodzić, a jeżeli taka sztuka się nie uda, to najlepiej byłoby umrzeć podczas snu. Nie ma nic bardziej greckiego! Będzie na to narzekał Epikur w liście do Monoikeusa, ale nic nie poradzi. Grecy byli i pozostali do końca pesymistami. Stąd się pewnie brała żądza nowości, zamiłowanie do podróży i wszystkie inne cechy “jońskiego sposobu życia”. Bierzmy z życia co się da, bo zawistni bogowie tylko czekają, żeby zrobić nam z siedzenia jesień średniowiecza.

Nie chodzi o to, że jesteśmy nieszczęśliwi. Wręcz przeciwnie. Tylko ludzie mogą być naprawdę szczęśliwi. Trzeba jednak pamiętać, że szczęście nie jest niczyim prawem, i że są tacy, którzy go nie doświadczają. Dlatego nie patrzcie wilkiem na łodzie, w których nasi oliwkowi sąsiedzi próbują dostać się na Samos ojczystą wyspę Pitagorasa, który nauczył nas geometrii, i Arystarcha — greckiego Kopernika. Pamiętajcie, że chociaż czasem łapiecie doła, bo w waszym mieście nie ma Starbucksa, albo dlatego, że macie zbyt rzadką brodę, żeby świecić drwaloseksualnością, to i tak jesteście na liście uprzywilejowanych.

Image 324

Hugo, którego nie zobaczysz w Polsacie

 

Ładnie o tym pisał Hugo (dla widzów Polsatu wyjaśniam, że chodzi o francuskiego powieściopisarza, a nie trolla z sobotniego pasma dla dzieci):

Czy jesteś tym, kogo nazywają szczęśliwym? A przecież co dnia jesteś smutny. Każdy dzień ma swoje wielkie zmartwienie lub drobne zgryzoty. Wczoraj drżałeś o zdrowie drogiej ci osoby, dziś — boisz się o własne; jutro będzie cię trapiła troska o pieniądze, pojutrze złośliwość oszczercy, innego jeszcze dnia — nieszczęście przyjaciela, a kiedy indziej znów brzydka pogoda, coś, co się stłukło lub zagubiło, albo teŜ jakaś rozrywka, po której dolega ci sumienie i ból krzyża; innym razem będzie cię trapił bieg spraw publicznych. Nie licząc już cierpień miłosnych. I tak ciągle; jedna chmura się rozprasza, tworzy się druga. Na sto dni znajdzie się zaledwie jeden dzień niezmąconej radości i pełnego słońca. A przecież należysz do małej garstki szczęśliwych! Innych otacza nieprzerwana noc.

I tym optymistycznym akcentem kończę. W poniedziałek pogadamy na podobne, podnoszące na duchu tematy z Piotrkiem Leśniakiem i Grześkiem Francuzem na falach internetowych radiosygnałów. Będzie to trzecia audycja z serii HIGH NOON, której archiwum znajdziecie tutaj na facebooku i tutaj na youtubie. Si ja!