Miałem napisać coś o paradoksach stoickich, albo o tym, kto miał rację Jezus czy jego Bóg Ojciec, jednak żadne z tych zagadnień nie może przysłonić w moim umyśle tego prostego faktu, że mamy już wrzesień, albo jak mówi moja córka „wrześ”. Wrzesień jest najpiękniejszym miesiącem w roku i właśnie dlatego postanowiłem was ostrzec: Istnieje ryzyko, że zmarnujecie tę jedną na dwanaście miesięcy szansę na true september experience przez wadliwy dobór ścieżki dźwiękowej. Łatwo mi sobie wyobrazić naiwniaka, który zmarnuje cały okres na słuchanie Chopina (do tego celu służy listopad), albo Burzuma (tutaj najlepszy jest wczesny grudzień). Do właściwej obsługi muzycznej września służyć mogą jedynie trzej kompozytorzy ze szkoły flamandzkiej, i ich trzy evergreeny tworzące swego rodzaju trumienne domino. Każdy z nich mianowicie napisał utwór na śmierć poprzednika. Na trzecim z nich tradycja się urwała, a to dzięki temu, że pewnie nikomu nie chciało się pisać pochwały nieboszczyka, który za życia zajmował się między innymi gwałceniem młodych chłopców.

Do rzeczy. We wrześniu trzeba w pierwszym rzędzie słuchać Ockeghema, ze szczególnym uwzględnieniem kawałka pt.: „Mort, tu as navré de ton dart”, który jest lamentem napisanym na śmierć Gillesa Binchois. W tekście Ockeghem pisze, że Śmierć ustrzeliła wielkiego kompozytora, że tam spersonifikowane sztuki wyzwolone płaczą po nim alegorycznymi łzami. Retoryka wpadła w depresję, Muzyka zaczęła się ubierać na czarno i takie tam historie. Możecie sobie posłuchać:

Uczniem Ockeghema był największy DJ ze szkoły franko-flamandzkiej Josquin de Prez. Ten po śmierci swoje nauczyciela napisał z kolei kawałek pt. Nymphes des bois, czyli Drzewne Nimfy. Tutaj Josquin z kolei skarży się na Atropos, jedną z Mojr, która przecięła nitkę życia jego nauczyciela, co mocno zdołowało autora i jego dwóch kolegów ze szkolnej ławy.

Ta cała Atropos pojawia się czasem w popkulturze. Może pamiętacie mocno rockendrolową wersję Śmierci poety Gałczyńskiego z płyty Tata Kazika II? Tam Gałczyński pisze, a Kazik śpiewa coś takiego:

Toż radość była w domu,
nareszcie koniec sromu,
skończony kłopot!
Dozorca śmiał się setnie:
– Zaraz mu nitkę przetnie
panna Atropos.

No właśnie to ta sama Atropos co u De Preza. Zresztą we wrześniu można posłuchać i tego, więc przytaczam:

Atropos był trzecią z Mojr, której cała robota polegała na przecinaniu plecionych przez siostry nitek żywota. Robota jak robota. Wywiad z Atropos przeprowadziła Wiśka Szymborska, a był to wywiad tak udany, że nie mogę się powstrzymać od przytoczenia go w całości. Spoko spoko, też się nadaje na wrzesień:

Pani Atropos?

Zgadza się, to ja.

Z trzech córek Konieczności
ma Pani w świecie opinię najgorszą.

Gruba przesada, moja ty poetko.
Kloto przędzie nić życia,
ale ta nić jest wątła,
nietrudno ją przeciąć.
Lachezis prętem wyznacza jej długość.
To nie są niewiniątka.

A jednak w rękach Pani są nożyce.

Skoro są, to robię z nich użytek.

Widzę, że nawet teraz, kiedy rozmawiamy…

Jestem pracoholiczką, taką mam naturę.

Czy nie czuje się Pani zmęczona, znudzona,
senna przynajmniej nocą? Nie, naprawdę nie?
Bez urlopów, weekendów, świętowania świąt,
czy choćby małych przerw na papierosa?

Byłyby zaległości, a tego nie lubię.

Niepojęta gorliwość.
I znikąd dowodów uznania,
nagród, wyróżnień, pucharów, orderów?
Bodaj dyplomów oprawionych w ramki?

Jak u fryzjera? Dziękuję uprzejmie.

Czy Pani ktoś pomaga, jeśli tak, to kto?

Niezły paradoks – właśnie wy, śmiertelni.
Dyktatorzy przeróżni, fanatycy liczni.
Choć nie ja ich popędzam
Sami się garną do dzieła.

Pewnie i wojny muszą Panią cieszyć,
bo duża z nich wyręka.

Cieszyć? Nie znam takiego uczucia.
I nie ja do nich wzywam,
nie ja kieruję ich biegiem.
Ale przyznaję: głównie dzięki nim
mogę być na bieżąco.

Nie szkoda Pani nitek przeciętych zbyt krótko?

Bardziej krótko, mniej krótko –
to tylko dla was różnica.

A gdyby ktoś silniejszy chciał pozbyć się Pani
i spróbował odesłać na emeryturę?

Nie zrozumiałam. Wyrażaj się jaśniej.

Spytam inaczej: ma Pani Zwierzchnika?

… Proszę o następne pytanie.
Nie mam już innych.

W takim razie żegnam.
A ściślej rzecz ujmując…

Wiem, wiem. Do widzenia.

Ale patrzcie, zapomniałbym do Josquinie i jego Drzewnych Muzach. Tutaj to macie:

Po Josquinie płakał jego uczeń Nicolas Gombert (czyt. Hombert, bo to był Golender). Ten z kolei po łacinie stwierdza, że Muzy, córki Jowisza płaczą nad Josquinem, na którego spadają liście cyprysowe, co jest o tyle dziwne, że cyprysy akurat mają igły, a nie liście… No ale cyprys jest drzewem, które symbolizuje nieśmiertelność, żałobę itd. Zresztą ładnie to brzmi:

Cyprysowe liście pokrywają
Josquina – chwałę Twoich świątyń

Horacy też wymachiwał Cyprysem w odzie Eheu fugaces, Postume, Postume, którą wrzucam w całości ze względu na wybitnie wrześniowy charakter:

Mkną chyże lata, Postumie, Postumie,
Z modlitwy naszej drwi śmierć niepobożna.
Kroków starości wstrzymać nikt nie umie
I zmarszczek z czoła usunąć nie można.

Bowiem nad nikim Pluton się nie wzrusza,
Choćbyś mu co dzień wołów składał trzysta.
Nawet wielkiego Geriona, Titiusza
Na wieki fala uwięziła mglista.

Tak, przyjacielu! Przez nurty tej strugi
My wszyscy, którzy chleb jemy powszedni,
śmiertelnej musim podjąć się żeglugi,
Czyśmy królowie, czy kmiotkowie biedni.

Próżno od krwawych wojen będziem stronić,
Od Adriatyku rozhukanej głębi:
Próżno przed wiatrem będziemy się chronić,
Który jesienią ciała nasze ziębi.

Kiedyś porzucisz żywot swój obecny,
Ujrzysz płynący wśród mętnych odramień
Kocyt, obaczysz ród Danaid niecny
I Syzyfowy trud złowrogi kamień.

Porzucisz dom swój, ziemię, żonę młodą,
A z drzew, co dziś je sadzisz w swym ogródku,
Żadne do grobu ciebie nie powiodą
Chyba cyprysy jedne, drzewa smutku.

Przywłaszczy sobie piwnic twoich klucze
Godniejszy dziedzic; nie żałując dzbanów,
Posadzki winem cejubijskim spłucze
Lepszym, niż bywa na ucztach kapłanów.

Po Gombercie nikt nie zostawił płaczliwej pamiątki. Może dlatego, że ten będąc szefem chóru zgwałcił jednego sopranistów, za co został skazany na galery. Był tym względzie kontynuatorem wielkiej katolickiej tradycji gwałtów na sopranistach. Miejscem, w którym ta tradycja była do niedawna podtrzymywana od tyłu był chór katedralny z Regensburga, którym kierował brat Benedykta XVI Georg „Nic o tym nie słyszałem” Ratzinger. Ten akurat chór założony został w 975 roku. W 2010 roku okazało się, że od 1958 roku zgwałconych, albo przynajmniej wymacanych zostało tam 231 chłopców. Jeżeli Georg, podobnie jak jego Brat Joseph The Pope, był tylko kontynuatorem tradycji, to od połowy X wieku musiano, po pozorem ustawiania głosu na przeponie, uświadomić tam przy pomocy średniowiecznego organum z dwa tysiące sopranistów. No ale jak tradycja, to tradycja…

Przez te wszystkie skandale zapomniałbym wrzucić lamentu Gomberta. Oto on. Jak na mój gust arcydzieło w sam raz na wrzesień. Caio i nie próbujcie słuchać niczego innego, was znajdę.